bartosz
|
Wysłany:
Sob, 03.12.2005, 23:21 Temat postu: KATE RYAN W BARZE (I NIE TYLKO) |
|
Jak na wybitnego miłośnika francuskojęzycznej twórczości śpiewanej przystało, nie mogłem sobie odmówić napisania kilku zdań przemyśleń dotyczących wizyty Kate Ryan w Polsce... Znając życie, naczelna nasza wspaniała (łubudubu, niech żyje nam prezeska naszego klubu - pozdrowienia dla niej!) znów będzie się głowić, co ma wspólnego jakaś piosenkarka z telewizją. Mam jednak nadzieję, że powalona moim urokiem porównywalnym z Bazyliszkiem tekst zaakceptuje .
Co to bar, to chyba powszechnie wiadomo. Co to Bar - również. Bar to taki bar we Wrocławiu, który pokazują w telewizji. Barmanki lubią gołe pupy i piersi swe w TV prezentować, a swobodę zachowań mają na poziomie pracownic agencji towarzyskich. Całość prowadzi narcystyczny Krzysio Ibisz. Tenże bar-Bar zwany tudzież knajpą wpadł na pomysł i by rozruszać całość coraz bardziej drętwej imprezy zaprosił do programu Kate Ryan.
Jak mam to w zwyczaju, i tu powiem kilka słów o głównej bohaterce. Pochodzi z Belgii i śpiewa częściowo po francusku. Tu mam już zonka numero uno - nie można nic zarzucić samej pani Ryan oraz jej walorom zewnętrznym... Tylko żeby to ona umiała jeszcze po francusku śpiewać. Troszkę przesadzam oczywiście, ale będąc mieszkanką Belgii, która - jak wiadomo - jest dwujęzyczna, winna władać francuskim bez typowego akcentu charakterystycznego dla obcokrajowców. Gdy słuchamy śpiewu Kasi, wyraźnie widać, że będąc małym brzdącem zaniedbała naukę francuskiego - w jej francuskim śpiewie nie ma takiej "lekkości, delikatności" charakterystycznej dla tego języka, pojawia się za to twardość, typowa dla flamandzkiej części Belgii, w której mówi się w mało cywilizowanym narzeczu będącym mieszanką angielskiego-germańskiego i holenderskiego.
Sam występ to jedna piosenka z nowej płytki. Oprócz średniego śpiewu (tak samo jak nie lubię francuskiego hip-hopu, nie przepadam też za french-techno) można było oczywiście popatrzyć na podrygującą w rytm miuziki gustownie ubraną gwiazdkę. Po tym króciuteńkim występie był czat, w którym wzięła udział, a który można byłopodziwiać na telegazecie Polsatu. Nie sposób pominąć komentarzy typu "Kate I love you" i masy innych podobnych osłów. Mogę jeszcze zrozumieć, że zaczatowani to ludzie o rozwoju emocjonalnym 12-latka, ale szybko doszedłem do wniosku, że moderator też nie był osobą zbyt inteligentną - gdyby był, przecież by takich komentarzy nie puszczał... Z krótkiej rozmówki mogliśmy się dowiedzieć niewiele, bo i sama Katrine nie była zbyt rozmowna. Wiemy, że lubi swą popularność, bo jest ona odwzorowaniem jej talentu (skromność porównywalna chyba tylko z moją własną), lubi swe buty, które rzeczywiście są niezłe, nie popiera Kaazy i programów p2p, lubi Patrcika Nuo oraz nie wie nic o Mylene Farmer. To ostatnie nieco mnie zdziwiło, bo przecież na europejskiej scenie zaistniała ona dzięki przeróbce na techno-wersję jej hitu "Desachantee". Nic nie pobije jednak tego, jak przeczytałem, że "Kate obecnie pracuje nad swoją DRÓGĄ płytą".
Skoro tak, to życzę jej powodzenia oraz tego, by już nigdy nie musiała korzystać z promocji w Polsacie. Z pozdrowieniami dla wszystkich miłośników Kate Ryan, a w szczególności dla dawnego kolegi z liceum - Mirka, który mnie zapoznał bliżej z jej muzyką). |
|